Blog

Dlaczego zaczęłam mówić po angielsku także poza domem?

To nie tak, że zawsze mówiłam na zewnątrz tylko po polsku, z kolei po angielsku tylko w domu. Pisałam Wam już kiedyś, że ebook Outside powstał jako pierwszy, bo to właśnie spacerowego słownictwa brakowało mi najbardziej: „samolot zostawia ślad na niebie”, „próg zwalniający” „rzep przyczepił Ci się do spodni”. To namacalny dowód, że mówiłam po angielsku na spacerach od początku i tak właśnie było.


Sprowadzało się to jednak do tych chwil, gdy byliśmy sami. Dwulatek na placach zabaw jeszcze głównie bawi się z mamą. Do tego jako dziecko rzadko bywające w przedszkolu (i niedrzemkujące od 20 miesiąca życia) w okolicach południa w parku nie spotykaliśmy nigdy za wiele dzieci (zwłaszcza w miesiącach jesień-zima). Czasu nie marnowałam i konwersowaliśmy wtedy głównie po angielsku (a ja po nocach doktoryzowałam się ze studzienek kanalizacyjnych po angielsku).

Czemu przechodziłam na polski?


Jeśli dochodziło do komunikacji z innymi, przechodziłam na polski. Głównie po to, aby ułatwić dziecku również przestawienie się na polski (bo zaczynało często z wysokiego „hello”). Jestem też osobą, która nie lubi jakoś na siebie zwracać uwagi, mam alergie na „popisywanie” (a mówienie po angielsku w Polsce niestety może być tak odbierane), zależy mi na dobrych fajnych relacjach z innymi niezakłóconych sztucznymi barierami (które oczywiście mogą być wyimaginowane). Przede wszystkim jednak ZAWSZE na pierwszym miejscu stawiam dobrostan mojego dziecka i czułam, że w tym wieku to najlepszy sposób działania DLA NAS. Cel główny: ułatwienie dziecku komunikacji z innymi. O nasz angielski nigdy się nie martwiłam — zawsze powtarzam, że dla mnie to wartość dodana, a nie priorytet.


Od początku mówiłam także w domu i po polsku i po angielsku (patrz wpis o strategii mieszanej), więc to nie był dla mnie nigdy „big deal”. Wiedziałam, że nie muszę za wszelką cenę „cisnąć” angielskiego, gdy tylko można. Zabawa z innymi dziećmi i ich rodzicami to u nas czas na polski. Kropka. Dwujęzyczność od tego nam się nie zawali. Dlaczego nie do końca jestem fanką strategii OPOL, napiszę kiedyś w innym poście. Podkreślam natomiast, że oczywiście każdy powinien działać w zgodzie z własnymi przekonaniami i dopasować strategię do swojej sytuacji.

Co się zmieniło?


Co sprawiło, że zaczęłam więcej mówić po angielsku w takich miejscach jak sklep, przychodnia, apteka czy plac zabaw? 

1.  Nie muszę już nic ułatwiać mojemu 5 latkowi. Doskonale wie, że angielski to język zarezerwowany dla nas (i naszych przyjaciół z playdates), a do osób spotykanych np. w parku odzywa się tylko po polsku.

2. Synek sam odzywa się do mnie w tych miejscach po angielsku, więc nienaturalnym jest dla mnie odpowiadać po polsku. Nie chcę, aby język angielski kojarzył się z czymś, co trzeba trzymać w tajemnicy, unikać używania go publicznie itd. Chcę, aby moje dziecko wiedziało,  że używanie angielskiego poza domem też jest najbardziej OK.

3. Poczucie misji. Tak jak nie lubię się „wychylać” i być obiektem rozmów pt. „obczaj, jak to dziecko mówi po angielsku”, to z drugiej strony taki widok nigdy nie zostanie oswojony, jeśli nie będziemy go w społeczeństwie oswajać. I czuję, że  tak  jak działam na rzecz idei dwujęzyczności zamierzonej w necie, tak powinnam działać (przynajmniej na małą skalę) w rzeczywistości. Po prostu pokazując żywy dowód na to, że to działa. Nic więcej. Nie chodzi o roznoszenie ulotek, organizowanie spotkań czy udział w Pytaniu na Śniadanie. 


Chodzi o to, aby ktoś kiedyś powiedział „Wiesz, widziałam kiedyś taką babkę w parku z dzieckiem i oni sobie swobodnie gadali. Więc chyba jednak to nie jest niemożliwe. Ona wyglądała na względnie normalną. Akcentu nie miała idealnego, więc może nie trzeba mieć. Nawet przez chwilę miło pogadaliśmy. Chyba jednak można robić więcej niż tylko osłuchiwać dziecko z brzmieniem języka i uczyć kolorów. Chyba jednak dzieciom się nie miesza…”


Pani w aptece uśmiecha się na nasz widok i wita moje dziecko wesołym „hello”. Pani w bibliotece pokazuje mu najnowsze książki po angielsku. Jakiś tata na placu zabaw z zainteresowaniem słucha, jak osiągnąć taki poziom. Pani w autobusie gratuluje nam i cieszy się, że mojego syna ominie wkuwanie słówek w szkole (sama jest nauczycielką).


Czasem warto jest wychodzić ze swojej strefy komfortu. Ale tylko czasem;) Jak jest z tym u Was?

English Speaking Mum
Wielbicielka i popularyzatorka idei dwujęzyczności zamierzonej w Polsce. Jeśli podobają Ci się tworzone przeze mnie treści, zapraszam Cię do obserwowania mojego konta na Facebooku oraz Instagramie oraz zapisu na newsletter poniżej. Udostępnianie przez Was moich wpisów umożliwi mi dotarcie do większego grona odbiorców i promowanie dwujęzyczności w naszym społeczeństwie.

Dodaj komentarz