Co tu począć? Poddać się na starcie? A jeśli nie, to jakie mamy opcje, gdy chcemy mówić do dziecka po angielsku, a brakuje nam umiejętności?
W miejsce języka angielskiego w tytule wstawcie dowolny inny język. W moim przypadku wpisałabym tu niemiecki. Myśląc o drugim języku obcym w naszym domu, mogę lepiej wczuć się w położenie osób początkujących i niewładających językiem w sposób biegły. Bardzo łatwo jest mówić „możesz uczyć swoje dziecko, wystarczy chcieć” i „nieważny jest Twój poziom językowy”, gdy samemu nie ma się żadnych problemów z płynnością w mówieniu. Syty głodnego może tylko próbować zrozumieć, ale nie do końca naprawdę zna jego problemy.
Poziom znajomości języka a mówienie do dziecka po angielsku
Sytuacje bywają przeróżne. Niektórzy nigdy nie mieli możliwości lub potrzeby, aby nauczyć się języka obcego w sposób komunikatywny. Duża część osób „od zawsze” dryfuje w okolicach poziomu „średnio zaawansowanego” i nie ma okazji, aby język podszkolić ani ćwiczyć go na co dzień. Wyjaśnijmy sobie tutaj pewną rzecz z góry. Z komunikowaniem się w jakimś języku nie jest jak z jazdą na rowerze. Po kilku latach braku styczności z językiem i wykorzystywania go, spotkawszy rodzimego użytkownika tego języka nie zaczniemy z nim swobodnej pogawędki. A przynajmniej szanse na to są dość nikłe. Na umiejętność posługiwania się językiem składają się również różne umiejętności: bierne takie jak słuchanie i czytanie, oraz aktywne takie jak mówienie i pisanie. Każda z nich może być rozwinięta na różnym poziomie. Umiejętności bierne są zazwyczaj łatwiejsze w opanowaniu, stąd bardzo często pojawia się problem pt. „Dlaczego jak ktoś mówi to tyle rozumiem, a sam nie umiem sklecić zdania?”. Z tego powodu nie lubię określania poziomu znajomości języka za pomocą literek i cyferek. Bo jak np. zakwalifikować osobę, która swobodnie czyta i ogląda naprawdę trudne rzeczy w oryginale, ale ma zerową płynność w mówieniu? Są też osoby dwujęzyczne, które nieźle posługują się językiem mniejszościowym w mowie, a nigdy nie nauczyły się w nim pisać. W przypadku rodziców chcących zapoznawać swoje dzieci z językiem chodzi głównie o umiejętność mówienia, więc skupimy się wyłącznie na niej.
Jak zacząć mówić do dzieci po angielsku?
Przychodzi ten dzień, gdy decydujemy się spróbować. Czasem ten pomysł sam nam wpadnie do głowy, innym razem np. przeczytamy o nim w Internecie i się nim zainspirujemy. Chcemy dać swojemu dziecku prezent w postaci łatwości posługiwania się językiem obcym. Może nawet biegłości czy dwujęzyczności (zobaczymy, jak wyjdzie). Zaczynamy powoli. Pojedyncze słowa jeszcze nam idą jako tako, czasem z drobnym poślizgiem czasowym („jak był czajnik po angielsku… Przecież wiem, mam to na końcu języka, ostatni raz używałam tego słowa pewnie w liceum, a potem w korespondencji służbowej i Newsweeku raczej się nie przewijało”). Krótkie komendy wychodzą nam jeszcze sprawnie, problem pojawia się przy pozornie prostych komunikatach, które musimy naprędce sklecić („Posuń się”, „Otrzep ręce” „Nie wycieraj rąk o kanapę” – czy na pewno mówię poprawnie? O rany, co za męczarnia). Aby dodatkowo nas zniechęcić, dochodzą problemy ze słownictwem, którego w ogóle nigdy nie poznaliśmy, czyli słownictwem „okołodzieciowym”. Na to słownictwo nie ma już mocnych. Nieważne, czy ukończyłeś filologię obcą z wyróżnieniem, masz codzienny kontakt z osobami zza granicy i językiem specjalistycznym w pracy lub masz masę znajomych, a może nawet partnera, z którymi komunikujesz się w języku obcym na co dzień. Wkraczamy na nieodkryte terytoria świata „napów”, „bodziaków”, „bączków” i innych „bibułek”. Pułapki czyhają tu na nas na każdym kroku.
Jak żyć? 3 podejścia do uczenia dzieci angielskiego w domu
Opcja pierwsza:
Możemy stwierdzić, że nie umiemy i to nie ma sensu. Naszą nieznajomością języka pewnie zrobilibyśmy tylko dziecku krzywdę i lepiej, aby zajęli się tym specjaliści. Albo za kilka lat w szkole albo na dodatkowych zajęciach dwa razy w tygodniu dla maluchów. To nie tak, że potępiam tę opcję (jedynie obawa zrobienia krzywdy mija się z prawdą), bo każdy rodzic powinien uczyć swoje dziecko, wyciskać siódme poty i brnąć, aby zapewnić dziecku lepszą przyszłość. Nie. Nie każdy musi, nie każdy chce i nie każdemu będzie przychodzić to z łatwością i przyjemnością. Dla tych osób mam jednak słowo zachęty. Zniechęcenie może brać się z myślenia, że to akurat WY nie jesteście w stanie tego robić, bo przecież spróbowaliście i marnie to wyszło. Chcę tylko, abyście pamiętali, że tak wyglądają początki niemal wszystkich. Przez pierwsze tygodnie z językiem niemieckim czułam olbrzymią frustrację, że NIC nie pamiętam. Czułam żal, że zaprzepaściłam lata ciężkiej pracy, bo przecież kiedyś swobodnie wypowiadałam się w tym języku. Ale się nie poddałam, chociaż rozkręcenie się zajęło mi około pół roku (i wciąż jeszcze długa droga przede mną). Z angielskim było dużo łatwiej, ale nadal mimo codziennego kontaktu z językiem w pracy tłumacza pisemnego, potrzebowałam czasu, aby na nowo złapać płynność w mówieniu i ogarnąć słownictwo potrzebne do codziennej komunikacji z dzieckiem. Tak jak napisałam już w poprzednim akapicie wszyscy mamy braki, jeśli chodzi o język kierowany do dzieci, a także słowa, których w normalnym toku nauczania nie przyswajamy. I wszyscy musimy zakasać rękawy i nadrobić swoje braki. Jesteśmy rodzicami, jesteśmy zmęczeni i mamy milion innych spraw na głowie – siedzimy w tym wszyscy. Nie gonią nas za to żadne terminy i odgórne wymagania, a motywacja, jaką daje chęć przekazania czegoś dziecku, jest najsilniejsza, jaką dotąd czułam. Tak więc proponuję jedynie, abyście dali sobie szansę. Tak na spokojnie. Może przynajmniej skusicie się na opcję drugą?
Opcja druga:
Możemy stwierdzić, że nie umiemy i ograniczymy się do czytania książek, słuchania piosenek i ewentualnie puszczania bajek. Opcja ta jest jak najbardziej w porządku. Każda ekspozycja na język będzie z korzyścią dla naszego dziecka. Zwłaszcza czytanie daje niesamowicie dużo w każdym języku, więc czytajcie na kilogramy. Sprawdzajcie wymowę nieznanych i niepewnych słów. Odsłuchajcie na YT, jak native czyta daną pozycję, jeśli taki film jest dostępny. Szalejcie do angielskich piosenek, a zamiast polskich bajek puszczajcie wyłącznie te w języku obcym. Nie uważam, aby dziecko coś traciło, nie oglądając polskich, a nie ma co wydłużać ekspozycji ekranowej. I możecie oczywiście na tym poprzestać. Ale… możecie spróbować poszukać wewnątrz siebie motywacji do rozwoju i nauki. Człowiek uczy się przez całe życie, a narodziny dziecka to zaproszenie na złotym papierze, aby pracować nad sobą w każdym aspekcie. Ćwiczenie się w cierpliwości i wyrozumiałości wychodzi tutaj oczywiście na pierwszy plan, ale pokazywanie dziecku świata także często wymaga od rodziców powtórki z różnych dziedzin wiedzy. Może więc skorzystacie z okazji i robiąc te wszystkie rzeczy w języku obcym z dzieckiem, przy okazji sami świadomie i aktywnie zaczniecie się doszkalać? Podkreślam tutaj słowa świadomie i aktywnie, bo to niestety nie działa tak, że czytając książki na autopilocie i słuchając w tle bohaterów angielskich bajek wypowiadane wyrażenia same wpadną Wam do głowy.
Opcja trzecia:
Akceptujemy, że może nie jest to najłatwiejsza rzecz na świecie i każde początki są trudne. Przyjmujemy do wiadomości, że wymaga to od nas nieco pracy i przygotowania. Decydujemy jednak, aby patrzeć na to jak na wyzwanie, którego owoce dadzą nam niesamowitą satysfakcję. Postanawiamy traktować to w kategoriach rozwoju osobistego, a przecież mamy na macierzyńskim (i nie tylko) pragną tego jak niczego innego;) Powtarzamy sobie, że efekty przyjdą. Tak u nas, jak i u naszych dzieci. Pocieszamy się, że możemy iść swoim tempem, nikt nas nie ocenia, nikt nam niczego nie narzuca. Jeśli możemy przeznaczyć na ten cel 15 minut dziennie, to właśnie tyle przeznaczamy. I nie ważne, czy rozgadanie zajmie Wam pół roku czy więcej. Czy może za rok wciąż czasem będzie Wam brakować płynności czy pewności. Ważne, że będziecie umieć i wiedzieć więcej niż gdy zaczynaliście.
Motywacja do działania w zakresie dwujęzyczności zamierzonej
Pewne badania wskazują, że wystarczy, że ekspozycja na język będzie wynosić ok. 20% czasu, aby umożliwić dziecku osiągnięcie poziomu łapiącego się w widełki dwujęzyczności. To naprawdę nie tak wiele i realizacja tego założenia jest wykonalna nawet wtedy, gdy rodzice pracują na pełny etat. Kolejna dobra wiadomość jest taka, że nawet o wiele mniejsza ekspozycja daje niesamowite efekty. Nasze 15 minut (!) niemieckiego dziennie, z czego przez pierwsze miesiące było to prawie jedynie czytanie książek, odrobinę piosenek, śladowe ilości komunikatów słownych plus 15 minut bajek w niektóre dni (z większą regularnością, chociaż dalej nie codziennie, jesienią i zimą), zaowocowało po pół roku pierwszymi kleconymi zdaniami i próbami komunikacji w tym języku ze strony mojego dziecka. Ja przez ten czas „zbierałam siły” na tyle, na ile miałam czas, by móc zacząć w miarę swobodnie bawić się z dzieckiem w tym języku przez określony czas w ciągu dnia.
Wiem, że rodziców z podobnymi doświadczeniami jest więcej i zapraszam ich do odezwania się w komentarzach. Wpis ten jest już zdecydowanie za długi, aby zawrzeć w nim porady praktyczne, jak pracować nad swoim poziomem jako rodzic. Tekst ze wskazówkami jest już jednak gotowy: „Jak się uczyć języka, aby móc uczyć swoje dziecko”. Aby na pewno dostać powiadomienie o nowych wpisach m.in. o tym, jak mówić do dziecka po angielsku, zachęcam do obserwowania mojego kanału na FB i Instagramie oraz zapisu na newsletter.
17 komentarze
Super wpis. Mam tak samo. Ale motywuję się aby z dzieckiem pracować pomimo braków.
Dziękuję i trzymam mocno kciuki!
Ojej, fajny tekst, dokładnie tak jest. Jest ciężko ale warto. Zrobiłam to samo i potwierdzam, że warto! Zmotywujcie się wszyscy niezdecydowani ! Ale dziwne że nie wpadłam na takie artykuły jak sama szukałam motywacji… Byłoby mi łatwiej 😉
Ja też żałuję;) Ale znalazłam dużo wsparcia na grupach FB i na szczęście nie porzuciłam tego pomysłu. Teraz chcę wspierać innych.
Jaka była reakcja dziecka na te 15 minut niemieckiego? Moja dwulatka w pełni swobodnie posługuje się polskim i hiszpańskim w wyniku zamierzonej przez nas dwujęzyczności. Chcielibyśmy stopniowo zacząć wprowadzać angielski, żeby ułatwić jej kontakt z naszymi znajomymi, z którymi komunikujemy się w tym języku. Jest nim trochę zaciekawiona, ale zazwyczaj jak zaczynamy mówić po angielsku, to wywołuje u niej szok. Rozmawiamy na ten temat. Zastanawiam się, jak długo to potrwa i czy możemy przełączać się na angielski bardziej naturalnie.
A co znaczy, że „zaczynacie mówić po angielsku?” Stosujecie zasadę małych kroczków? Bo zanim było 15 minut niemieckiego, to robiłam powolne wprowadzenie do tematu. Puszczałam np. piosenkę po niemiecku i mówiłam, że to po niemiecku. Nie po polsku ani angielsku. Widzisz? Tak jest głowa po niemiecku, dlatego łapiemy się wtedy za głowę. Potem kolejną piosenkę i kolejną. Pokazywałam karty ze słówkami, pokazywałam jak po niemiecku są ulubione zabawki i powoli wprowadzałam zdania. Wtedy weszły pierwsze super proste książki po niemiecku na ulubione tematy i już poszło. Jak mieliśmy wyjątkowy ubaw, bawiąc się w „Müllwagen” to następnego dnia dziecko samo chciało się bawić w „Müllwagen” a nie śmieciarkę czy garbage truck;) Z komentarza rozumiem, że chodzi o reakcję, gdy zaczynacie między sobą używać tego języka? Myślę, że gdybym zaczęła pewnego dnia rozmawiać z mężem w języku nieznanym przez mojego synka to też byłby szok;) Jak chcecie, aby się przyzwyczaiła córka do angielskiego to bym ją w sposób przedstawiony powyżej do świata angielskiego zapraszała. Mam nadzieję, że dobrze zrozumiałam:)
Ja jestem nastawiona na opcję trzecią 🙂 Niestety dla mnie najtrudniejsze jest mówienia do dziecka w obecności innych osób.. Co do 20% to znowu na innym blogu widziałam, że należy 3 h dziennie. 20% z np. 12 h aktywności dziecka dziennie to ok. 2,5 h więc są to podobne wartości. Wydaje mi się, że to nie jest dużo, aczkolwiek u mnie na razie jest 1h dziennie i chcę to zwiększać.
Czekam na kolejny wpis:)
To jest coś co sama sobie musisz przepracować. Może to być tylko kwestia przyzwyczajenia, a może to nie jest coś dla Ciebie i nie musisz tego robić. Ja ostatecznie np. na placach zabaw mówię po polsku, chyba że jesteśmy w odosobnieniu. W sklepach raczej też. Robię tak, aby czuć się z tym dobrze i swobodnie. Nie zmuszam się, ale też już na przykład czuję się naturalnie mówiąc w obcym języku sobie spacerując. Miałam wewnętrzny konflikt, że „powinnam” mówić normalnie po angielsku wszędzie, bo przecież nie ma się czego wstydzić. Jasne, że nie ma. Ale też nie ma się co zmuszać:) U nas jest pełen luz w tym temacie.
Z ciekawością przeczytałam tekst do samego końca. (Podaję też dalej innym niezdecydowanym mamom=)
Jest bardzo zachęcający i motywujący przy spadku energii niezbędnej do wszelkich działań związanych z wprowadzaniem dwujęzyczności.
Mój synek ma 2 latka i 4 miesiące. Staram się mówić do niego po hiszpańsku jak najwięcej. Widzę efekty ale wciąż obawiam się, że to za mało. Może dlatego, że nie mówi dużo i miesza. Ma swoje ulubione słowa, które wplata w polskie zdania np.
mama pato jest tutaj,
gdzie jest luna
To niby normalne. Czasem tłumaczę mu, że po polsku jest „gdzie jest księzyc” a po hiszpansku „donde esta la luna” ale nie wiem czy to ma sens. Może lepiej nic nie tłumaczyć tylko dalej „robić swoje”.
Czytam też książeczki po angielsku i czasem zamiast hiszpańskiego używam przez kilka chwil angielskiego, ale zupełnie nie mogę przy tym wytrwać. Co dziwne sama uczę angielskiego ale jakoś nie czuję wprowadzania dwóch językow na raz. Raczej hiszpański jest od mówienia a angielski od czytania i słuchania piosenek. Może to coś da…=)
Od dawna śledzę info o Waszych super playdates po ang ale nigdy nie udało mi się dotrzeć. Muszę się kiedyś pojawić a wtedy podejrzewam, że dostanę największego kopa motywacyjnego. =)
Oby do zobaczenia jeszcze przed wiosną =)
To, co robisz ma sens i efekty będą:) To, że synek miesza jest normalne. U nas było tak samo. Ten etap mija, ale jest to też po prostu zabawa językiem. Teraz, gdy wprowadzamy drugi język, mój synek też wplata niemieckie słówka. Nie dlatego, że nie rozróżnia języków (bo po polsku i angielsku mówi już bez mieszania). Po prostu bawi się nowo poznanymi słowami, lub akurat przyjdą mu one na myśl. Dzieci mieszają także dlatego, że brakuje im słownictwa, aby wyrazić to, co chcą w nowym języku (jak u nas w niemieckim). To, że Twój synek chce używać nowych słówek to dobry znak, a Ty możesz mu mówić tak, jak mówisz, ale też nie jest to konieczne:) Możesz też po prostu w zależności od tego, w jakim języku chcesz teraz mówić, powtórzyć poprawnie. „Gdzie jest księżyc pytasz? o tam.” Zapewniam Cię, że Twoje dziecko wie, do jakiego języka należy jakie słówko. Spróbuj takiego eksperymentu: próbuj pytać o coś, co zna w obu językach najpierw po polsku, a za jakiś czas o to samo, ale po hiszpańsku. U nas w zdecydowanej większości przypadków odpowiedź idealnie pasuje do języka pytania:) Co do wprowadzania drugiego języka obcego, myślę, że fajnie że już zaczynasz, a Twoje uczucia mogę mieć dużo wspólnego z faktem, że hiszpański nie jest jeszcze u Was ugruntowany. Trudno jest wprowadzać dwie rzeczy jednocześnie. Zobaczysz, jak sytuacja się rozwinie, gdy Twoje dziecko zacznie się już porozumiewać po hiszpańsku, może wtedy pomału ruszysz też z mówieniem po angielsku?:) Pozdrawiam i zapraszam na spotkania!:)
Kochana,
trafiłam tutaj dopiero dziś!
Ja również skończyłam Lingwistykę Stosowaną na UW (kombinacja angielsko- niemiecka), pracowałam jako tłumacz ustny, ale ostatecznie przerzuciłam się na bycie lektorem. Uczę nastolatków i dorosłych, do dzieci podejścia nie mam…no po prostu nie mam i już.
I tak oto, mam już dwoje dzieci… syn ma 2 lata, a córka 4,5…
Ile razy już próbowałam mówić do córki po angielsku! Ach! Ale ten zbuntowany charakterek odpowiadał mi tylko „mów do mnie normalnie!” żadne próby nie wchodziły w grę. Blokada. I ja też się blokowałam, bo o razu robiłam sobie presję…. Do tego doszły problemy z akceptacją brata, który pojawił się gdy córka miała 2 lata…. psycholog… różne problemy… wprowadzenie języka wtedy byłoby z mojej strony budowaniem kolejnego muru między nami. Dałam sobie spokój….
Ostatnio jednak temat powraca do mnie jak bumerang. A córka już 4,5 letnia coraz częściej dopytuje sama z siebie „a jak to jest po angielsku”. I tak stwierdziłam, ze może to dobry moment, żeby wreszcie ruszyć?
Potem trafiłam do Ciebie, Mamy Lamy oglądam od początku i od też dały mi do myślenia, a wręcz wprowadziły w kompleksy… że ja, wykształcona językowo, a nic nie robię…
Ale trafiłam tutaj do Ciebie i nabrałam motywacji!
P.S. Co do odczuć odnośnie zapominania języka niemieckiego, w którym przed 2 macierzyńskimi władałam rewelacyjnie…. mam podobnie…. wypadłam jakoś, czuję, że zapomniałam, że straciłam tę biegłość, która kiedyś była oczywistością…:):):) cieszę się, że tu trafiłam!
To ja się cieszę, że tu jesteś:) Myślę, że to dobry moment, tak jak mówisz. Pamiętaj, że NIE JEST ZA PÓŹNO. I wszystko da się nadrobić, nawet nie zauważysz kiedy. Tylko spokojnie, bez spiny:) Napisz za jakiś czas, jak Wam idzie!
Dziękuję za ten wpis, jest motywujący i napawający nadzieją:) wraz z mężem zdecydowaliśmy się na opcję trzecią. Póki co zbieram wszelkie materiały że słówkami okolodzieciowymi oraz takimi, których w szkole się człowiek nie nauczy. Niestety brak czasu jest demotywujacy, bo idzie to wolniej niż bym chciała. Za to bardzo lubię wersje audio do Twoich ebooków, słucham ich wszędzie parę razy dziennie i sporo zostaje w głowie:)nasz niemowlak ma 11 miesiecy i póki co jest bardziej zainteresowany przemieszczaniem się, ale i tak używamy angielskiego w domu większość czasu ok 80procent dnia. Dodam, że mój angielski jest trochę powyżej srednio zaawansowany, mąż srednio zaawansowany,ale zdarzy mu się coś źle wymówić czy popełnić błąd gramatyczny. Po polsku rozmawiamy tylko z innymi, lub jak chce przedyskutować z mężem coś ważnego z trudniejszym słownictwem typu naprawa auta, urzędowe sprawy itd. Wyszłam z założenia, że polski jest wszędzie, niedługo maluch pójdzie do polskiego żłobka , a teraz jest czas żeby na spokojnie przekazywać wiedzę małemu chętnemu umysłowi. Jest to też czas dla nas żeby douczyć się słówek, poprawić wymowę, czy gramatykę. Czasami jednak mam wątpliwości, boje się że mały złapie głównie angielski, w dodatku z błędami, a z polskim będą problemy.