Blog

jak-nauczyc-dziecko-angielskiego

Pierwszy kontakt z nowym językiem – jak wprowadzać język obcy w domu

Chcę zaoferować Wam tekst pełen praktycznych wskazówek odpowiadający na pytanie „jak nauczyć dziecko angielskiego” i obejmujący wszystkie aspekty związane z tym tematem.

Z tego względu temat ten będę opracowywać w częściach. Ta część będzie skupiać się na działaniach „wymierzonych” w dziecko. W kolejnych częściach będę pisać między innymi, co możemy/powinniśmy zrobić, aby przygotować SIEBIE do nowej roli – m.in. jak pracować nad swoim poziomem i płynnością. Warto wspomnieć, że ja zaczynałam z dzieckiem „dopiero” przed drugimi urodzinami, więc mam doświadczenie z dziećmi mniej więcej w tym wieku, ale mam nadzieję, że mamy dzieci młodszych lub starszych też znajdą w tym artykule coś dla siebie.

Wiek dziecka

Na sposób wprowadzania języka największy wpływ będzie mieć najprawdopodobniej wiek naszego potomka. Jeśli chodzi o nieco starsze dzieci, problemem zgłaszanym przez wielu rodziców, gdy zaczynają mówić w innym języku, jest natychmiastowy sprzeciw i żądanie powrotu do tego, co znają i do czego są przyzwyczajone. Chyba nikt nie ma wątpliwości, że jest to jak najbardziej naturalna reakcja. Zachęcam wszystkich do wyobrażenia sobie sytuacji, gdy wracacie do domu z pracy i Wasz małżonek nagle zwraca się do Was po węgiersku. Widać, że się stara: mówi bardzo powoli, dużo gestykulując, z wielkim uśmiechem na ustach, wskazując w stronę garnka pyta: „Akarsz levest?”:D Widzę oczami wyobraźni Waszą reakcję:) Co zatem można zrobić? Jestem wielką orędowniczką traktowania dzieci poważnie. Dlatego też zawsze polecam, aby po prostu po ludzku wytłumaczyć, o co chodzi.

Wyjaśnij dziecku, co robisz

Granica wiekowa, kiedy dziecko można rzucić na głęboką wodę, a kiedy raczej powinno się zaczynać powoli, jest bardzo trudna do określenia. W teorii maluszki mają wobec nas więcej pobłażliwości i przyjmują większość rzeczy bez sprzeciwu. Mama jednego dnia mówiła po polsku, a drugiego już po angielsku? OK, challenge accepted;) Kiedyś bym powiedziała, że ten okres kończy się około 2 roku życia. Jednak w chwili obecnej dzięki słuchaniu innych i otwartości na ich historie jestem (mam nadzieję) nieco mądrzejsza i wiem już (a nie tylko bezmyślnie powtarzam), że każde dziecko jest inne. Niedawno przeczytałam wpis jednej z mam, która napisała, że u nich w domu niespełna roczniak już reagował zdecydowanym „nie, nie, nie” na próby mówienia w obcym języku. Tak więc fakt, że mój prawie dwulatek przyjął nowy język bez mrugnięcia okiem, a nawet z dużym entuzjazmem, nie ma większego znaczenia. Nie wiem, jak zareagują dzieci każdego z Was. Na razie jednak mowa o wyjaśnianiu dziecku, co się będzie działo, a to możemy przecież zastosować do dzieci w każdym wieku. I jest to moim skromnym zdaniem bardzo pożyteczna i piękna praktyka. W niektórych książkach o opiece nad noworodkami już pojawiają się słowa typu „uprzedź noworodka spokojnym głosem, że zamierzasz go podnieść”. Na naukę traktowania dzieci (i nie tylko) z szacunkiem nigdy nie jest zbyt wcześnie.

Świadomość językowa

W dużym uproszczeniu chodzi o świadomość istnienia języka jako takiego. I bardzo fajnie jest w dzieciach tę świadomość wspierać. Osobiście, wprowadzając język, mówiłam np. „Ta piosenka jest po angielsku”, „Gruszka po angielsku to…” – najpierw komunikaty były po polsku, a potem już po angielsku. Zaczynając zabawę z angielskim, rzucałam hasło „English time!”. Bardzo szybko mój niespełna dwuletni maluch zacząć brać np. w sklepie przedmioty do rączki, pokazywać mi je i pytać „English?” albo „You like… ?”, zawieszając głos (zaczerpnięte z piosenki „Do you like… ?” ze stajni Super Simple Songs). Bardzo szybko zaczął więc rozumieć, o co chodzi, było to dla niego coś nowego, interesującego, zupełnie nowy świat do odkrycia. Na tę samą rzecz można mówić inaczej w zależności od języka. Niesamowite. Dla mnie to dalej coś niesamowitego:)

Metoda Małych Kroczków

Wy sami musicie zdecydować, czy wybrać metodę małych kroczków czy rzucenia na głęboką wodę. Skąd macie wiedzieć, którą wybrać? Powie Wam to Wasze dziecko. Zacznijcie, patrzcie na reakcje. Jeśli nie ma reakcji negatywnej, to możecie śmiało jechać z pełnym zanurzeniem (i pełną wiarą w zdolności Waszego malucha). „Uczcie” je tak samo, jak „uczycie” języka ojczystego. Tak jak pisałam w pierwszym wpisie – dziecko nie musi rozumieć każdego pojedynczego słówka. O co chodzi z kolei w metodzie małych kroczków? Zaczynajcie powoli od pojedynczych słówek, zdań, które łatwo „zilustrować” na żywo oraz prostych, pokazywanych piosenek. Fajnie byłoby od początku budować jak najlepsze skojarzenia z nowym językiem, więc fajnym pomysłem jest zintegrowanie go z ulubionymi zabawami w wyjątkowo atrakcyjny sposób. W niektórych rodzinach sprawdza się maskotka, która wprowadza język do zabawy. My też się tak czasem bawimy, aczkolwiek u nas taki pomocnik nie był konieczny. Wymyślałam po prostu za każdym razem coś fajnego. W kąpieli wszystkie statki zderzały się ze sobą w tragicznych wypadkach i tonęły wraz z załogą na pokładzie (nieodżałowany hipopotam i słoń). Proste zdania, proste słowa (a do pamięci wskakują słowa: statki, uderzać, płynąć, zatonąć, woda, morze, hipopotam, słoń, zwierzęta, ratunku, pomocy, uratować itd. itd.). Kolejnego dnia statki miały nowych kapitanów, którzy przeżywali nowe przygody. Doskonałą okazją do nauki słownictwa może być zabawa w chowanego. Powtarzalne frazy „Nie ma cię…” (pod krzesłem, w lodówce, za drzwiami) umożliwiają w kilkanaście minut dziennie „ogarnąć” słownictwo związane z całym domem. Nie trzeba do tego nudnego wykładu z prezentacją pt. „To jest ściana, a to okno”. Możliwości są nieograniczone. Po wyjęciu ubrań z szafy można np. pobawić się w sklep odzieżowy. Rozwieszanie prania to kolejna okazja do nauki nazw ubrań, kolorów i nie tylko. Dlaczego dobrze jest zaczynać od zabawy? Pewnie już to wiecie, ale nie zaszkodzi przypomnieć. Człowiek przyswaja najwięcej, gdy nauce towarzyszą pozytywne emocje. Jeśli dziecko nie ma żadnych emocji w stosunku do tego, co robisz, jego umysł nie będzie tak chłonny i nie zapamięta tyle, co w przypadku fajnej zabawy. I niekoniecznie będzie mu zależeć, aby takie aktywności powtarzać.

Słówka, słówka, więcej słówek

To jest moja strategia, czyli bardzo szybkie budowanie obszernej bazy słów, aby dziecko potrafiło w krótkim czasie rozeznać się w tym, co do niego mówię, co czytam i co słyszy w piosenkach lub bajkach. Najlepiej działać w świecie realnym, tak jak zaprezentowałam u góry. Można jednak wspomagać się także kartami ze zdjęciami, bo nie wszystko łatwo przedstawić w rzeczywistości. Ponadto to kolejna atrakcja i okazja do zabawy. O tym, jakie korzyści dają karty obrazkowe napisałam we wpisie Dlaczego karty obrazkowe mają moc. W języku angielskim darmowych materiałów do wydruku jest nawet sporo, ale najczęściej obrazki są nierzeczywiste i tematyką ograniczają się do zupełnych podstaw. Z językiem niemieckim jest jeszcze gorzej. W takiej sytuacji zaczęłam sama tworzyć karty i je drukować. Karty z owocami i warzywami można wykorzystać np. podczas zabawy w sklep czy gotowanie (mamy plastikowe warzywa i owoce, ale nie 40 rodzajów. Dzięki kartom oprócz marchewki i jabłka można kupić kapustę pekińską, orzechy włoskie i liczi na deser). Zestawy kart, które można kupić w księgarniach, w większości w ogóle nie spełniły moich wymagań. Możliwe, że napiszę krótkie zestawienie tych, które przewinęły się mi przez ręce. (Jedną minirecenzję można znaleźć na moim profilu Instagramowym lub FB). Kopalnią słownictwa są też oczywiście książki. Dla mnie stanowią one podstawę rozwoju językowego w każdym języku.

Co zatem z maluszkami?

Jeśli jesteś mamą niemowlaka, to najprawdopodobniej możesz po prostu zacząć… mówić. W Twojej sytuacji osobą, którą trzeba się „zająć”, jesteś wyłącznie Ty. Twoje dziecko da sobie doskonale radę. Nie trzeba żadnych strategii, kart czy pomocy (a jeśli chcesz, to czemu nie). Wystarczy, że zamiast po polsku swoje komunikaty zaczniesz kierować do dziecka w języku obcym. W jakim zakresie czasowym i na jakiej zasadzie zależy wyłącznie od Ciebie: Twoich chęci, Twojego poziomu, czasu potrzebnego na „rozgadanie się” czy opanowanie podstawowego słownictwa. Masz o tyle łatwiej, że Twoje dziecko nie zacznie z dnia na dzień pytać Cię jak jest „podnośnik widłowy”:) Masz czas, aby pomału rozkręcić się, nabrać płynności i przyswoić słownictwo potrzebne w życiu każdego rodzica. Jak możesz sobie w tym pomóc, będę pisać w kolejnych częściach tego cyklu. Będę powtarzać na tym blogu jak mantrę, że nie musisz decydować się na strategię OPOL (mówić wyłącznie w języku obcym) ani na żadną inną strategię, aby osiągnąć sukces. Czuję, że muszę to podkreślać, bo mnie osobiście powstrzymywało to przed wprowadzeniem języków obcych u niemowlaka. Czy żałuję? Niespecjalnie, bo i tak udało nam się osiągnąć bardzo dużo w krótkim czasie, więc nie ma co przeżywać, tylko po prostu działać (do Was mówię mamo i tato kilkulatka!). Nie musicie się też bać o „pomieszanie języków w głowie”. Jako osoba, która mówi do dziecka w 3 różnych językach bez sztywnych reguł, powinnam coś wiedzieć na ten temat. Ale to znowu temat na kolejny wpis.

Podsumowanie – jak nauczyć dziecko angielskiego?

3 główne aspekty, które warto według mnie wziąć pod uwagę:

• Wybór strategii: pełne zanurzenie czy potrzeba stosowania metody małych kroczków?
• Budowanie bazy słownictwa z wykorzystaniem wszystkiego co pod ręką (plus ewentualne tworzenie lub kupowanie pomocy)
• Tworzenie pozytywnych skojarzeń z nowym gościem w Waszym domu czyli językiem obcym

Do tej mieszanki dochodzi element dla mnie niezbędny, o którym już wspomniałam, czyli książki. Ale o nich, oraz o bajkach i piosenkach, piszę w kolejnym artykule pt. „Książki i bajki czyli Świnka Peppa nauczy Cię języka”.

English Speaking Mum
Wielbicielka i popularyzatorka idei dwujęzyczności zamierzonej w Polsce. Jeśli podobają Ci się tworzone przeze mnie treści, zapraszam Cię do obserwowania mojego konta na Facebooku oraz Instagramie oraz zapisu na newsletter poniżej. Udostępnianie przez Was moich wpisów umożliwi mi dotarcie do większego grona odbiorców i promowanie dwujęzyczności w naszym społeczeństwie.

15 komentarze

Dodaj komentarz