To, jak rozpocząć zapoznawanie dzieci z językami, zależy całkowicie od rodziców. Jest zależne na przykład od tego, ile mogą poświęcić na to czasu, jakie mają zasoby, wsparcie, zaplecze – nie ma dwóch takich samych rodzin i sytuacji. Nie ma konkretnej odpowiedzi na pytanie „jak zacząć uczyć dzieci języków”, mam jednak kilka porad, jak tego nie robić.
Mamy też różne cele i aspiracje, nawet jeśli zmieniają się one w czasie. Nie ma jednej recepty na sukces, bo i nie istnieje jedna definicja sukcesu taka sama dla wszystkich. Mam wrażenie jednak, że są pewne zasady, których nie powinno się łamać, aby nie zniechęcić dziecka i samemu wytrwać w swoich działaniach. Czego więc nie powinno się robić w mojej opinii? Z pewnością wiele z rzeczy, które napiszę poniżej, będzie oczywistością, ale być może komuś te punkty pomogą w przygotowaniu się do wprowadzenia języka obcego lub przemyśleniu swojej obecnej strategii. Zwłaszcza w sytuacji, gdy dziecko z niewiadomych nam przyczyn przejawia niechęć wobec nowego języka lub stawia stanowczy opór.
Nie ucz języka tylko po to, aby pochwalić się dzieckiem
Mało co drażni mnie równie mocno. Zaczyna się od pokazywania oczka misia na zawołanie przed każdym odwiedzającym nas gościem, a kończy na wymuszaniu recytowania wierszyków podczas zjazdów rodzinnych. Nie róbmy tego dzieciom (o ile nie jest to ich pomysł). Nauczenie dziecka obcego języka widzę jako prezent, który mu ofiarowuję. Tak zresztą jak całą wiedzę i umiejętności, które uda mi się przekazać. Zrobi z nimi to, co zechce. Nie robię tego, aby zaspokoić własne ambicje ani zebrać wyrazy uznania od otoczenia. Dziecko to osobny człowiek, którego mamy wspierać na jego ścieżce. Nie jest to nasz osobisty „projekt”, którym możemy się pochwalić i przypisać sobie wszelkie zasługi za to, jakie jest. Dodatkowo prośby o „pokazy” mogą sprawić, że język obcy zacznie dla dziecka mieć nieprzyjemne konotacje. Może zacząć kojarzyć się z napięciem i tremą, jakiej człowiek doświadcza podczas publicznych wystąpień.
Nie mów „musisz”/„muszę”
Traktując naukę jako przykry obowiązek, bo „wypadałoby”, „wszyscy uczą”, „bez języka dziecko sobie nie poradzi”, nie będziesz w stanie sprawić, by dziecko zaraziło się Twoim entuzjazmem i traktowało naukę jak zabawę, co najlepiej wspomaga przyswajanie wiedzy. Dzieci mają naturalne pragnienie poznawania nowych rzeczy – wystarczy zaproponować je w odpowiedniej, interesującej formie. Wywierając presję bezpośrednio na dziecko, osiągniemy jeszcze mniej. Mówienie „musisz znać angielski, bo… ” na niewiele się zda, a raczej może zaszkodzić. Można za to, a nawet powinno się, pokazywać dzieciom (tym trochę starszym zwłaszcza), że język to narzędzie, które umożliwia nam różne rzeczy, nawet jeśli na ten moment będzie to zrozumienie piosenki lub bohaterów ulubionych bajek.
Nie proś dziecka o powtarzanie słówek
Punkt może nieco kontrowersyjny. Wiadomo, że powtarzanie wspomaga zapamiętywanie. Często jednak obserwuję korzystanie z tej metody w sposób zbyt częsty oraz nachalny. Możliwe, że wynieśliśmy to z własnego dzieciństwa lub szkoły. Powtarzać można w zupełnie luźny i niezobowiązujący sposób. Nie trzeba z powtarzania robić nużących ćwiczeń: „This is an apple. Say apple please.” Ta i tak wyjątkowo uprzejma musztra jest monotonna, co dzieci może nudzić, zniechęcać, a nawet irytować (mnie by irytowało, gdyby ktoś wciąż kazał mi coś bez sensu powtarzać dla samego powtarzania). Inne dzieci mogą się wstydzić, co również jest zrozumiałe, bo forma ta przypomina bardzo testowanie, a za tym nikt nie przepada. Przepytywanie to jeszcze gorszy pomysł. Niestety bardzo często się z nim spotykam: „A jak będzie kot po angielsku? No powiedz”. Co zatem można robić? Wystarczy wymyślać okazje i zabawy, podczas których dziecko utrwali słowa i wyrażenia, nawet się nie orientując. Przykłady? Pokaż dziecku jabłko, po czym szybko schowaj je za siebie. „What am I holding behind my back?”. Forma zabawy sprawi, że dzieci same z siebie zechcą mówić i tym samym bawić się z rodzicem. Oczywiście niektórym dzieciom proste „odpytywanie” może nie przeszkadzać, zwłaszcza jeśli rodzic przeprowadza je w wesołej atmosferze, ale warto się zastanowić, czy na pewno tak jest u nas. Nie jestem też zwolenniczką bezpośrednich próśb o powtórzenie całych prawidłowych zdań w stosunku do starszych dzieci. Dla mnie osobiście w nauce najważniejsza jest super-ekstra-przyjemna atmosfera, która zapewni przyswajanie przez dzieci wszystkiego, co słyszą i doświadczają. Gdy słyszę niepoprawne zdanie, pełna ciekawości i zaangażowania powtarzam poprawnie na zasadzie „Ahaaa, naprawdę? Mówisz, że….” i ewentualnie próbuję stworzyć okazje, aby dziecko mogło użyć prawidłowej konstrukcji oraz sama ją kilkukrotnie powtarzam.
Nie umniejszaj zdolności swojego dziecka
Jest to trudne, bo chodzi o równowagę między nieumniejszaniem a dostosowywaniem aktywności do umiejętności dziecka na danym etapie. To naprawdę ciężkie zadanie, więc warto się chwilę pochylić nad pytaniem, czy na pewno doceniam swoją pociechę. Często zauważam brak wiary w zdolności dziecka np. w kontekście czytania dzieciom książek obcojęzycznych. Wydaje mi się, że niejednokrotnie mierzymy dzieci swoją miarą, zapominając, że dzieci to językowi (i nie tylko) geniusze. Do dzieci wystarczy przecież mówić, bez wyjaśniania m.in. zasad gramatyki, a one po jakimś czasie zaczynają odpowiadać i budować własne zdania. My dorośli nie dysponujemy już umiejętnością takiego uczenia się. Zapominając o tej różnicy, bazujemy na mylnych założeniach. Ci sami rodzice, którzy roczniakom czytają Brzechwę i Tuwima najeżonych archaicznym słownictwem, mają wątpliwości, czy dziecko poradzi sobie ze zrozumieniem książek tylko dlatego, że są napisane w obcym języku. Oczywiście, ilość tekstu i jego złożoność trzeba dopasować do wieku i poziomu językowego naszych maluchów, ale dokładnie tak jak w przypadku Brzechwy i Tuwima dziecko NIE MUSI rozumieć każdego pojedynczego słowa w tekście. Nie musimy co trudniejszych słów (w naszej ocenie) omijać, upraszczać tekstu, tłumaczyć go na polski przed lub po czytaniu. Jeśli dziecko słucha (nie wydaje się znużone, nie ucieka, nie traci zainteresowania), to znaczy, że możemy daną książkę czytać. Jeśli dziecko nie denerwuje się, że nas nie rozumie ani nie żąda przejścia na polski, to znaczy, że możemy do niego mówić pełnymi zdaniami i używać słownictwa wykraczającego poza podstawowe. Po polsku nie tłumaczymy dzieciom, co znaczą słowa typu „oczywiście” „punktualnie” itp. a dzieci same łapią znaczenie z kontekstu, by później używać tych słów poprawnie w zdaniach. Tak samo będzie działo się w języku obcym.
Nie zmuszaj się, jeśli nie sprawia Ci to żadnej przyjemności
Może Twoja znajomość języka obcego jest mocno „zardzewiała”, a może po prostu Twój poziom nigdy nie był bardzo wysoki. Może mimo dobrego poziomu ciężko Ci znaleźć odpowiednie słowa lub Twoja mowa nie jest płynna, czym się frustrujesz. Wracając do argumentu z drugiego punktu: pamiętajmy, że uczenie się w pozytywnych emocjach to klucz. A bez Twoich pozytywnych emocji ciężko będzie wywołać je u dziecka. Nie chodzi o to, aby poddać się i porzucić ten pomysł. Usiądź i zastanów się, w czym może leżeć problem i jak go rozwiązać. Może cel, jaki sobie postawiłaś/postawiłeś, Cię przerasta? Może zamiast postanawiać „od jutra mówię tylko po angielsku” spróbuj metody małych kroczków? A może problemem jest to, że na siłę starasz się trzymać jakichś reguł i strategii, co w rezultacie jest jedynie źródłem poczucia porażki, gdy Ci się to nie udaje? Może chodzi o jakieś fałszywe przekonania typu „nie powinnam przyznawać się przed dzieckiem, że nie znam jakiegoś słowa”? Mam wrażenie, że rozwiązaniem dużej liczby problemów jest po prostu więcej luzu. Tyle i aż tyle. Podążanie swoją ścieżką, nieoglądanie się na innych, dostosowywanie wszystkiego do siebie i swoich dzieci.
Aby nie być gołosłowną, zalecam podejście do tego posta na luzie, wzięcie tego, co Wam się spodoba i zignorowanie tego, co nie do końca czujecie i co nie ma zastosowania do Waszej rodziny. To Wy macie się dobrze bawić, czego Wam niniejszym życzę.
12 komentarze
Super tekst ♥️☺️ chętnie przeczytam od czego wogóle zacząć przygodę z dwujęzycznością, czy to ma znaczenie czy od książek, piosenek czy od tego że my mówimy do dziecka w danym języku. Czy jeżeli sama nie potrafię swobodnie w nim się poruszać czy damy radę ogarnąć dwujezcznosc ?
Dziękuję za miłe słowa! O tym będzie kolejny post, stay tuned:)
Ja bym dodała jeszcze – nie bądź dla siebie zbyt surowa ani nie porównuj się do innych rodziców. Bo każdy ma inne warunki, dysponuje innymi zasobami 🙂 Z całą resztą totalnie się zgadzam choć czasem sama siebie muszę otrzeźwiać gdy zapędzam się w kozi róg.
Dobry punkt. Justyna z bloga Gadka Gagatka dodała jeszcze na FB „nie porównuj swojego dziecka do innych”. Więc 6 punkt powinien brzmieć „Nie porównuj (ani siebie ani dzieci)”. Dzięki dziewczyny
Świetny post. Zwłaszcza podoba mi się fragment o „chwaleniu się dzieckiem” i „projekcie dziecko”. Ja dostrzegam też inną stronę medalu. A mianowicie – nie przejmowanie się tym, że inni myślą że realizujesz „projekt dziecko”, gdy np. wspomnisz o tym, że wychowujesz dzieci dwujęzycznie ( a już nie daj Boże jak dziecku się coś wyrwie w obcym języku przy znajomych). Ja jeszcze się z tym nie uporałam i póki co niewiele osób wie o tym co robię w domu z dzieckiem. Szczególnie w mojej sytuacji, że ja UWIELBIAM języki obce i naprawdę chcę dać je w prezencie dzieciom 🙂
Mam dokładnie tak samo jak Ty. Ja nie wspominam, że wychowuję wielojęzycznie. Nie widzę powodu ku temu, zwłaszcza, że staramy się pamiętać, że słuchać o naszym dziecku lubimy głównie tylko my i ewentualnie dziadkowie;) Ze znajomymi wolimy poruszać inne tematy. Ale wiadomo, że powoli wychodzi to na światło dzienne (w sensie skala tego). Reakcje są różne, ale staram się pamiętać, że tak jest ze wszystkim. Cokolwiek robimy na pewno spotyka się z jakąś oceną. Jedni nasze postępowanie ocenią megapozytywnie, a inni na minus pt. „ja bym tak ze swoim dzieckiem nie postępował”. Więc nie ma co się patrzeć na innych, bo nie ma jednej, słusznej drogi. Wystarczy skupić się na tym, co my uważamy za słuszne, aby
żyć w zgodzie ze sobą.
Jestes rewelacyjna. Bardzo dziekuje za Twoja prace, niestety trafilam na wiele stron o dwujezycznosci, czy grup, gdzie rodzice, wlasnie po to to robia.. pisza, chwala sie, wywyzszaja… dzieci wrecz „tresuja” .. powtorz, mow, pokaz.. koszmar. Dziekuje ze jestes i za cala Twoja prace
Dziękuję Ci bardzo za te słowa. Dałaś mi motywację do działania chyba na kolejne 10 lat <3